Dzisiaj chciałbym poruszyć kwestię downsizing-u, czyli
prosto tłumacząc małej wielkości. Ostatnio termin ten jest bardzo na topie w
świecie motoryzacyjnym – łatwo to zauważyć przeglądając oferty w salonach
samochodowych. Tyczy on się głównie zmniejszania pojemności silników, ale
również lansowania mody na małe miejskie auta. Powodem zmniejszania pojemności
silników przez producentów samochodów jest nic innego, jak wymysły jakże
kochanych ekologów, którzy czepili się przemysłu motoryzacyjnego i ciągle zaostrzają
normy, pomimo, że współczesne auta są mniej szkodliwe dla środowiska niż
hodowla krów…
Stąd zastępowanie
silników większych, mniejszymi, ale o podobnych osiągach np. czterolitrowego
silnika V8 trzylitrowym turbodoładowanym, dwulitrowego, czterocylindrowego
motoru, silnikiem 1,6 z turbodoładowaniem itd. Ma to wpływać na mniejsze
zużycie paliwa, mniejsze zanieczyszczenie środowiska, mniejsza masa i większa
ekonomia. Stąd bardzo ciekawe jednostki używane w VW, Audi i Skodach oznaczone
jako FSI, nie wspominając o silnikach Fiata Twin Air. Silniki te mają małe
pojemności, a sporą moc i moment obrotowy. Wszystko dzięki bezpośredniemu
wtryskowi paliwa, wysokiemu stopniowi sprężania paliwa, zmiennym fazą rozrządu
i turbosprężarkom czy kompresorom.
Początkowo gdy
zobaczyłem, że w Mercedesach klasy C będą montowane silniki 1.6 czy w Skodzie
SuperB silnik 1.4, śmiałem się do rozpuku, ale nie długo, mianowicie do
zapoznania się z osiągami, nie wspominając o pierwszej przejażdżce owym
Mercedesem. Samochód jeździ żwawo, elastycznie i ekonomicznie. Tak więc,
wynika, że naciski ekologów, wyszły wszystkim na dobre. Czy aby na pewno ?
Czy na pewno, to
pokaże czas, ja osobiście podchodzę do tego z dystansem. Ponieważ, silniki
małej pojemności wyposażone w turbosprężarki, są dużo bardziej wysilone niż
jednostki wolnossące, co może bezpośrednio przekładać się na awaryjność czy też
żywotność silnika. Gdy minie nam okres gwarancyjny na samochód, to naprawy mogą
być dużo kosztowniejsze niż byłoby to w przypadku wolnossących jednostek. Tym
bardziej, że mam wrażenie od pewnego czasu, że auta z końcówki XX wieku były dużo
trwalsze od tych z XXI wieku, ale czy dobre odnoszę wrażenie, to pokaże czas.